Choineczkę tę robiłam chyba chyba ze dwa miesiące. Najpierw zabrakło mi szyszek. Trzeba było pojechać na działkę i dozbierać… trochę czasu minęło. Potem skończył mi się klej – trzeba było jechać do sklepu i kupić… Też mi to trochę zajęło. I wreszcie trzeba było zaczekać, aż mąż zrobi dziurkę – na pień choinki – w brzozie. Tak że tego… jedną ozdobę robiłam tak długo, że generalnie poproszę o odłożenie świąt na jakieś dwa-trzy miesiące, żebym zdążyła jeszcze coś dorobić :).
Ale oto jest. Pierwsza w życiu choineczka prawie w całości re- i upcyklingowa – prawie, bo robiona na kupnym, styropianowym stożku. Ale reszta? Szyszunie nazbierane pod płotem sąsiada. Patyk na pień przytargany z lasu. Żołędzie znalezione na ścieżce w lesie. Czerwone „bombki” to koraliki ze starej bransoletki, białe – koraliki ze starego naszyjnika. Brzozowa podstawa to fragment drewna na opał. Prezenciki to stare ozdoby, które kupiłam na pierwsze święta z moim mężem, ponad 15 lat temu :). No dobra, klej jest nie z odzysku i nieekologiczny, no ale na coś musiałam to przyklejać.
Lubię taką dłubaninkę :).